Rosyjskiego nikt nie chciał się uczyć.. teraz doceniam trud pani Jakubowskiej ,która kazała nam wkuwać czytanki. ..Ale to przecież nikt inny tylko ja zamknęłam wspominaną belferkę w klasie w czasie przerwy a klucz skrzętnie ukryłam w doniczce z kwiatami.. Pani trochę sobie posiedziała..:)))Wracając do podróży..
Udało mi sie sprawnie zakupić wszystkie trzy bilety na ten sam autobus o tej samej godzinie 14.10 :)))))i w dodatku do Sudaka.:))) Mieliśmy 40 minut czasu. Skoro był w pobliżu MC Donalds postanowiliśmy ten jeden raz zjeść coś znajomego. Zakup "paszy" w Maku okazał się niemniej pasjonujący. Gdyby ktoś nie wiedział to frytki po ukraińku to fri. Jakoś uporawszy się z nowymi nazwmi na powszechnie znane produkty, zamówiłam dla każdego coś do przekąszenia. Po zaspokojeniu przyziemnych potrzeb, wybraliśmy się na poszukiwanie naszego autobusu. O dziwo znależliśmy bardzo szybko.
Jedziemy.
Na którymś z kolejnych przystanków, wsiadła "diewoćka". Tak chwilowo nazwijmy ją roboczo. W napchanym autobusie rozmowna pasażerka, zwróciła uwagę na to ,że czytamy ksiażki w autobusie, a ona tak nie potrafi ...i tak zaczęła się rozmowa.
W miarę jazdy powiedzielismy , że jedziemy do Sudaka, ze pierwszy raz i ,że nie mamy jeszcze kwater. I tak im dłużej jechalismy , tym blizej bylismy do kwatery. Negocjowaliśmy ceny , warunki i miejsca. Alimie ..tak miała na imię..wydzwaniała tu i tam aby pomuc turystom z Polszy znaleźć nocleg.
Nasi nowi znajomi ze zdziwieniem obserwowali przebieg wydarzeń.Chłopak, którego poznaliśmy podobno rozmawiał po rosyjsku...ale jak przyszło co do czego to trzeba mu było tłumaczyć.
Mniejsza o większość.. Początkowo nasi towarzysze podrózy równiez byli zainteresowani ale potem stwierdzili ,ze sami sobie poradzą. Pojechali do Sudaku a my mielismy zamieszkać w Słonecznej Dolinie jakieś 15/20 kilometrów od Sudaku.
Najbardziej ciekawie sie zrobiło kiedy....nagle Alimie zarządziła ,że wysiadamy. Szybko złapalismy toboły i syna .i wyskoczyliśmy na środku pustej drogi i pustkowia.
Z nieba żar, cykanie cykad, nasz autobus z nowymi znajomymi ,polakami, odjechał a my...patrzę na męża on na mnie.,,niby się usmiechamy ale chyba trochę obleciał nas strach...czy dobrze zrobiliśmy?